Cockfighter reż.Monte Hellman
jako że zwierzęta <jakiego kolwiek rodzaju> to moi ulubieńcy,sądziłem że nie wytrzymam na tym filmie dwóch minut. Stało się jednak inaczej,bo akcja tak mnie wciągneła że nawet nie patrzyłem na ilośc rozlanej koguciej krwii.
I dobrze,bo dzięki temu obejrzałem jeden z najlepszych filmów o Ameryce lat 70-tych ever !
Warren Oates wciela się w rolę niemego <choć nie do końca,jak się później okaże> hazardzisty Franka,żyjącego z jeżdżenia od miasteczka do miasteczka na turnieje walk kogutów.
Pomimo swojej indywidualnej cechy,Frank radzi sobie lepiej w interesach niż jego koledzy po fachu,co wzbudza w nich leciutką zawiść.
Nie ogląda się na ilość oddanych ran przez swoje koguciątka,stawia ich do walki nawet z prawie przedziurawionym łbem. Ta rzekoma bezwzględnośc <rzekoma,rzekoma> odsunie od niego,kochającą go dziewczynę a przysporzy coraz więcej wygranych turniejów.
w notce o Minnie i Moskowitz,pisałem że nikt tak nie potretuje ameryki jak Cassavetes.
i racja,tyle że wtedy nie widziałem jeszcze dzieła Hellmana które bije to potretowanie Jasia na głowę !
niczym w Amatorze,oglądamy za kulisami kanty,przekręty,łapówy,podawanie sterydów i inne niesnaski. Że też nie wspomne o genialnych retrospektywach na publicznośc,podczas starcia kurzątek.
i tu dużo robią photosy.
Spowolnione pojedynki kogutów,z leciutką lekko Stroszkowatą muzyką to jedne z najlepszych ujęć jakie widziałem.
przygotowywanie przez Franka,że się tak wyraże "podopiecznych" poprzez lekkie malowanie na dziobie czerwieni,ostre haki na nózkach,pojedynki z lustrem.........ACH !
z rolą <znów> bardzo dobrze poradził sobie Warren.
Początkowe monologi zanikają,więc wszystkie emocje jakie buzują w bohaterze,musza odmalowywać się na jego twarzy,i malują się mości panowie i panie i to jak !
Żeby zaszokować i wprawić widza w osłupienie,wystarczy wspomnieć scenę ważenia koguta w której okazuje się że ptak nie nadaje się do walki. Wkurzony Oates odchodzi,ptak wraz z nim. Opiekun stara się go odepchnąć,odkopuje go nogą,w końcu w napadzie złości łapie za siekierę...
no i dużo nawiązań,wczesny Peckinpah i późniejsze obyczajówki Cassavetesa.
rzekłbym: znakomity,choć zapomniany już film w znakomitej rezyseri równie zapomnianego mistrza Hellmana pełen piękna,osobliwego humoru i bardzo interesującej muzyki <miłości miało być>
tylko polecać.
9/10