Jeśli masz ochotę obejrzeć film akcji, bez efektów klasy B, ze znanymi aktorami, którzy nie udają, że zależy im tylko na pieniądzach. To ten film jest dla was.
Film "taki se". Przypomina bigos - gonitwy, strzelania, supermoce, leczenie ran, niewidzialność, dobry glina, zły glina, tatuś szuka córki, so-mo, władza, pieniądze, good guys i bad guys. Ale bigos musi być gorący, doprawiony i aromatyczny.
A tu mamy danie które miało być bigosem - wiecie, kino klasy B, do piwka, w piątek, znane nazwiska i wybuchy w tle. Ale ktoś stwierdził, że to mało i dodał do tego frytki, kebaba zamiast kiełbasy, polał zimnym piwem i dołożył kremówkę. Znacie kogoś, co jak mu powiesz: Ej, chodźmy na kremówki, to mówi Nie, stary, nie lubię kremówek?
No i niby wszytko jest super, ale razem to już jakaś papka jest. Spotyka się policjant-idealista (oczywiście ma na pieńsku z szefem), dziewczynka (najlepszy diler na dzielni), super-samiec (rana na wylot? Phi, ledwie draśnięcie!), jakaś tajna organizacja (oczywiście plan przejęcia świata) i wszyscy szukają innej dziewczynki. Telefony nie mają blokad ekranów, na zamkniętą imprezę może wejść każdy, byle strażnik ma dostęp do wszystkich drzwi, wejście co centrali statku to pikuś, tajne plany leżą zawsze na wierzchu, odsiecz przychodzi w ostatniej chwili, eksplozje zabijają wszystkich i niszczą wszystko (oczywiście dobrym bohaterom nawet włos nie drgnie), a jak zginiesz to masz zmartwychwstanie w pakiecie.
Nudny, sztampowy, bez większego ładu i składu. proste kino rozrywkowe jednorazowego użytku. Można obejrzeć ale też można pójść na kremówki. Kremówki są pycha!
Ale Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy czym jest kino klasy B, kino klasy B nie zatrudniłoby Jamiego Foxa i Gordona-Lewwita bo budżet by na to nie pozwolił, kino klasy B to filmy typu rekiny na plaży itd
Kino klasy "B" to nie kwestia reżysera czy aktorów (choć takie pojęcie jest najbardziej utarte). Czyli co, weźmiemy jakąś szmirę, umieścimy w niej N. Cage i już mamy film klasy "A"?
Power to właśnie takie niewiadomoco. Topowi aktorzy, topowy budżet, CGI itp. Ale za tym wszystkim stoi miałkość fabuły i tandeta. CGI w znakomitej większości dzieje się po ciemku (na pewno jest to zamysł reżysera, a nie próba ukrycia mielizn efektów komputerowych), akcja to szarpana kamera (nie żeby kamuflować słabiznę, a dodać dynamikę), a dialogi wyjęte z koziej pupy ("zabiłaś mi kuzyna ale i tak jesteś spoko więc ci pomogę").
Żeby nie było - w takich filmach nikt nie oczekuje dialogów trzynastozgłoskowcem ani dyskusji nad sensem w dziełach Sokratesa. Ale jak po raz kolejny widzi się film będący kopią kopii kopii i silący się na ambicje znanymi nazwiskami to robi się słabo. Typowy film dla kasy, i nic więcej.