Zapamietałem ten film, jako obraz o niesamowitym, chorym wręcz klimacie ;)
- Pamiętasz mnie? Ben! Pamiętasz mnie? Jak mam na imię? Imię?!
- EUGENE...
Przejmujący film o utracie kontroli, utracie świadomości. Przerażający w tym jak bardzo jest przekonujący. Bardziej nawet niż pierwowzór Johna Frankenheimera (dość fantasmagoryczny choć znakomity, mający inne zalety "PRZEŻYLIŚMY WOJNĘ"). Niezwykle zniuansowany (wątek seksualny MERYL STREEP-LIEV SCHREIBER, szaleństwo JEFFREYA WRIGHTA).
No i sceny pomiędzy DENZELEM WASHINGTONEM, a KIMBERLY ELISE, czyli EUGENE/ROSIE. Wywołują ciarki.
Wielkie, bo mądre kino, a to dzis prawdziwa rzadkość.
JONATHAN DEMME przyzwyczaił nas już, że nie może nie skłonić do refleksji.
Zrobił to znowu.