udało się stworzyć świetny film postapokaliptyczny. Bez żadnego ratowania świata przez głównego bohatera-nieudacznika, przeistaczającego się w bossa. Bez kretyńskiego patosu. Bez taniego efekciarstwa.
Po prostu nienachalnie prowadzona historia dwóch zagubionych w tym świecie osób.
Piszesz tak jakbyś z filmów post-apo widział tylko MadMaxa. Od cholery jest filmów w tym gatunku gdzie bohaterowie nie ratują świata i nie są postaciami przesadnie wyidealizowanymi.
W stylu The Road to masz praktycznie w takim samym klimacie Hell (2011) i Dzień (2011). Dzień chyba najsłabszy z całej tej trójki. Ze starszych i już troszkę w innym klimacie to masz "Chłopiec i jego pies" (1975). Ciekawą pozycją jest "Threads" (1984) bo tam masz pokazane zarówno co się działo przed, w trakcie, jak i po apokalipsie, jako całość to mnie troszkę nudził, ale z pewnością warto go obejrzeć dla samego momentu pokazania konfliktu i tej paniki ludzi na tle grzybków atomowych. Podam Ci jeszcze dwa filmu co miałem w planach ale ostatecznie z jakichś powodów ich nie obejrzałem. The Divide (2011), Nazajutrz (1983).
Od kiedy to "Mad Max" jest o ratowaniu świata? Ja tam widziałem tylko kino zemsty, a kolejne części to już filmy akcji w otoczce postapo. No i Max Rockatansky według Ciebie jest nieudacznikiem? Toż to jeden z największych twardzieli w historii kina i kultowa rola Mela.
Pisząc swój komentarz byłem po niedawnym obejrzeniu najnowszego Mad Maxa z 2015. A z oryginalnej trylogii widziałem tylko trzecią część. Ok, w sumie w żadnym z tych filmów Max nie ratuje świata, ale jednak robi za takiego bohatera co to staje po stronie pokrzywdzonych i może robi to mimowolnie ale jednak robi.
problem w tym, ze calkowicie przegieli w druga strone i zamiast usrednionego glownego bohatera dostalismy jakiegos uposledzonego bezjajecznego empate, ktory uczy syna jak ma popelnic samobojstwo :S