Jeden z najlepszych filmów zapomnianego mistrza. Upiorna biografia zdychającego już na gruźlicę kompozytora, o którym nieświętej pamięci Nietzsche powiedział "zamieniłbym muzykę całego swiata na muzykę Chopina". Treści multum, poszczególne fragmenty można analizować i analizować. Polityka, patriotyzm (tylko zdrowy i bez odpowiedniej krytyki się nie obyło), moralność, istota sztuki i tworzenia, egzystencjalizm ogólnie, dekadencja. A na pewno niejedno mi z głowy wylecialo.
Mroczny film i duszny, choć opierający się na pozornej sielance bohaterów. Wulgarnie poetycki, trochę surrealistyczny, pełen przerysowanych poz, ale i pewnego dystansu. I jakby co: głównym bohaterem jest tu muzyka. Czy byla tam choćby jedna scena pozbawiona szopenowskiej muzy?
Aż sobie dwa razy w ciągu jednego dnia ten filmik obejrzalem, to mi się nie zdarza.
Wszystko (albo prawie) było by dobrze, gdyby Żóławski pozmieniał imiona i nazwiska bohaterów (bo niestety kłamstw, hagiografii i mitomaństwa w tym filmie co niemiara) i wtedy snuł swoje rozważania. Zalety formy i obrazu nie mogą być ważniejsze od poszukiwania prawdy. Nie można posługiwać się nazwiskami osób, które kiedyś żyły (i były inne niż nam każe wierzyć reżyser) i ich kosztem szukać ujścia dla własnych impulsów.
Dodam jeszcze, że dopuszczając się takich łgarstw, Żóławski nie ma prawa snuć rozważań moralnych, ponieważ traci wszelką wiarygodność. Niewiele osób to zauważy, ale jednak zawsze ktoś się znajdzie....
Dziękuję za sprostowanie. We własnym komentarzu poprawnie zapisałem nazwisko, nie wiem dlaczego do odpowiedzi wkradł się błąd.
fruedowska pomyłka, wskazująca na głęboka niechęć do przedmiotu, tym bardziej, że była poprawka ( widziałem... - )